Nie dostał pracy bo ma iPhone’a

Chiński student zgłosił się na rozmowę o pracę, ale został odprawiony z kwitkiem. Prowadzącemu rekrutację nie spodobało się to, że kandydat… posiadał iPhone’a.

Student czwartego roku, niejaki Gao, udał się na rozmowę rekrutacyjną do lokalnej firmy w mieście Changchun. Rozmowa została jednak przerwana, gdy tylko prowadzący ją przedstawiciel pracodawcy zauważył u kandydata iPhone’a.

Szukająca pracowników firma, wywołana do tablicy przez miejscowe media, stwierdziła iż zgodnie z jej polityką, młodzi posiadacze iPhone’ów z uważani są za jednostki nadmiernie rozpieszczone przez rodziców. W chińskiej kulturze takie osoby  nazywane są "małymi cesarzami", co jest mniej więcej odpowiednikiem naszej "bananowej młodzieży".

Reklama

Przedstawiciel firmy miał podobno powiedzieć: "Studenci, którzy posiadają iPhone’y nie pracują. Wszystko co mają, zostało im podarowane przez rodziców i na nic nie zapracowali samodzielnie. Są bogaci i nie umieją sobie radzić ze stresem. Praca u nas jest trudna i szukamy kogoś, kto nie boi się   bólu i cierpienia ".

Choć historia ta brzmi może szokująco i spotkała się z krytyką wielu innych firm, które publicznie zapewniły, że w naborze pracowników kierują się wyłącznie oceną kompetencji, to postawa taka nie jest ponoć w Chinach rzadkością. A może być jeszcze gorzej, bo już niebawem w Państwie Środka rozpocznie się sprzedaż iPhone’a 5.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Apple | iPhone | Smartfon | Chiny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama