Wagnerowcy walczą jak w II Wojnie Światowej. Wstrząsająca relacja byłego najemnika

Zabijać wroga i szarżować "tak daleko, jak to możliwe" w kierunku broniących się Ukraińców. Rosyjski żołnierz z Grupy Wagnera ujawnił szokujące szczegóły bycia najemnikiem na wojnie z Ukrainą. Bez przeszkolenia trafił na front i cudem uniknął śmierci.

Grupa Wagnera to prywatna armia rosyjskich najemników złożona między innymi z byłych więźniów, która walczy na terenie Ukrainy i od początku znana jest z wyjątkowej brutalności. Dziennikarze amerykańskiej gazety "New York Times" dotarli do jednego z członków tej grupy, który trafił do ukraińskiej niewoli. Jego relacja jest wstrząsająca i pokazuje, że Wagner każe walczyć swoim żołnierzom jak w najbardziej mrocznych czasach II Wojny Światowej. Nie ma znaczenia, ilu z nich zostanie zabitych - ważne, aby za wszelką cenę zdobyć pozycje Ukraińców i ich zabić.

Reklama

44-letni żołnierz (który podał jedynie swoje imię - Aleksandr) przebywał w więzieniu za kradzież drewna. Pewnego dnia do jego więzienia przyjechał Dmitrij Utkin o pseudonimie "Wagner", który zachęcił go do wstąpienia w szeregu najemników. Aleksandr zgodził się, gdyż obiecano mu pieniądze i skrócenie wyroku o trzy lata.

Już na początku okazało się, że nie będzie żadnego szkolenia, a wszyscy wagnerowcy od razu trafili na pierwszą linię frontu. Dostali rozkaz, aby szarżować na pozycje Ukraińców "tak daleko, jak tylko się da". Jako broń dostali jedynie karabin. 44-latek zrozumiał, że ten desperacki bieg w kierunku wroga ma na celu sprowokowanie Ukraińców do rozpoczęcia ostrzału i w ten sposób wykrycia ich pozycji dla rosyjskiej artylerii.

Aleksandr zrozumiał, że jedyną szansą na ocalenie życia jest dotarcie do Ukraińców i poddanie się. Oprócz niego udało się to tylko jeszcze jednemu żołnierzowi z Grupy Wagnera. - Wszyscy pozostali z mojego oddziału zginęli na tym polu. To była rzeź zaplanowana przez dowództwo - relacjonował były najemnik.

Idą na śmierć rząd za rzędem - jak zombie!

Wstrząsające relacje o sposobie prowadzenia walki wagnerowców na froncie pod Bachmutem pochodzą od ukraińskich żołnierzy. Wagnerowcy mają atakować jak w czasach II Wojny Światowej - idąc w pozycji wyprostowanej i trzymając w rękach na poziomie pasa karabin Kałasznikowa. Kiedy giną od serii ukraińskich karabinów maszynowych, wtedy pojawiają się następni, którzy przechodzą po leżących ciałach swoich martwych kolegów i idą dalej, nie bacząc na to, że za chwilę stracą życie. 

- Czasami się zastanawiam, czy przypadkiem przed natarciem nie dostają środków pobudzających, bo to wręcz wydaje się niemożliwe - opowiadał jeden z ukraińskich obrońców. Po zakończeniu natarcia całe pole było usiane zwłokami martwych wagnerowców. - Widok jak z filmu o ataku zombie - powiedział zdumiony Ukrainiec.

W wywiadzie dla amerykańskiej gazety byli wagnerowcy przyznali, że w prawie samobójczych atakach na pozycje ukraińskiej armii często połowa najemników ginie lub zostaje ranna. Rosjanie masowo stosują okrytą złą sławą w czasach II Wojny Światowej taktykę "rozpoznania bojem", czyli poświęcania życia własnych żołnierzy w zamian za uzyskanie ważnych informacji o pozycjach wroga. Eksperci NATO szacują, że 70 procent żołnierzy Grupy Wagnera już została zabita lub jest tak ciężko ranna, że nigdy nie podejmie walki. 
Departament Obrony USA przekazał informację, że według ich źródeł tylko w styczniu Grupa Wagnera wysłała na wojnę z Ukrainą około 40 tysięcy nowych skazańców. Trafiają oni bez żadnego przeszkolenia od razu na front.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Grupa Wagnera | wojna rosja ukraina | nie żyje | najemnicy | Bachmut
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy