Rosyjskie bomby "na sterydach". Teraz są jeszcze groźniejsze

Ukraińskie raporty sugerują potencjalne ulepszenia w rosyjskiej strategii rozmieszczania "uskrzydlonych" bomb. Moskwa zaczęła stosować system opóźnionej detonacji, który imituje "nieaktywne" zagrożenie.

Ukraińskie raporty sugerują potencjalne ulepszenia w rosyjskiej strategii rozmieszczania "uskrzydlonych" bomb. Moskwa zaczęła stosować system opóźnionej detonacji, który imituje "nieaktywne" zagrożenie.
Rosyjski samolot Su-34. To właśnie z niego Moskwa zrzuca groźne szybujące bomby /RUSSIAN DEFENCE MINISTRY /AFP

Jak przekonuje Siergiej "Flash" Beskrestnow, wysoko ceniony ukraiński specjalista, na którego powołuje się serwis BulgarianMilitary, Rosja zaczęła wykorzystywać opóźnioną detonację bomb FAB-500 wyposażonych w zestaw UMPK. Powołuje się tu na przypadek bomby zrzuconej ok. 10:30, która została zdetonowana dopiero o godz. 15:00, co oznacza blisko pięciogodzinne opóźnienie. Na swoim telegramowym kanale ostrzega więc siły ukraińskie przed nieostrożnym zachowaniem w pobliżu "niewybuchów", które mogą w każdej chwili wybuchnąć.

Co prawda rosyjskie siły już od jakiegoś czasu modyfikują swoje lotnicze bomby z głowicą odłamkowo-burzącą FAB-250 i FAB-500 za pomocą modułów UMPK (Ujednolicony Moduł Planowania i Korekcji), które zmieniają przestarzałe rozwiązania w nowoczesne bomby szybujące, ale dotąd nie widzieliśmy pełnego wachlarza ich możliwości. Bo jak przekonuje Beskrestnow, pozwalają one też tworzyć detonatory o opóźnionym działaniu, które aktywują się dopiero po określonym czasie od zetknięcia z powierzchnią.

Reklama

Rosja próbuje "oszukać" Ukraińców

I to właśnie ten ostatni przypadek, który imitując niewybuch stwarza ogromne zagrożenie, opisuje ukraiński ekspert. Lokalni specjaliści sugerują zaś, że dodanie mechanizmów samozniszczenia może wynikać z problemów z brakiem detonacji niektórych UMPK, potencjalnie z powodu kontaktu z miękką glebą. Tak czy inaczej, stosowanie takiego rozwiązania, obok standardowego detonatora kontaktowego, to niebezpieczna innowacja rosyjskiej armii.

Nie tylko zwiększa bowiem niszczycielski potencjał "uskrzydlonych" bomb, ale i komplikuje proces ich rozbrajania. A że z zachodnich raportów wynika, że rosyjskie siły powietrzne znacznie zwiększyły swoją siłę w wojnie z Ukrainą dzięki ulepszonemu rozmieszczaniu "bomb szybujących", które są wykorzystywane również do niszczenia fortyfikacji, to sytuacja Kijowa jest naprawdę trudna. Wystarczy tylko przypomnieć, że FAB odegrały kluczową rolę w zdobyciu Awdijiwki, bo Rosjanie zrzucali ich kilkadziesiąt każdego dnia, zmieniając miasto w ogromne gruzowisko.

Nadchodzą kolejne uskrzydlone bomby

Co więcej, są w stanie je rozmieszczać przy zachowaniu dużego bezpieczeństwa własnych jednostek, bo mogą zrzucać je z odrzutowców Su-34 i Su-35, przelatując nad kontrolowanym przez siebie terytorium, gdzie ukraińska obrona powietrzna nie sięga. Następnie bomby rozkładają dołączone skrzydła, przelatują kilkadziesiąt kilometrów, przekraczają linię frontu i uderzają w terytorium Ukrainy naprowadzane na określone współrzędne za pomocą zintegrowanego układu inercyjnego z korekcją GPS.

Co prawda siły ukraińskie też wykorzystują bomby kierowane, w tym amerykańskie zestawy JDAM, jednak ich dostępność jest ograniczona. Jednocześnie nie dalej jak wczoraj dowiedzieliśmy się, że Kreml nie tylko znacząco zwiększył produkcję FAB-500 i podwoił produkcję FAB-1500, ale i rozpoczął masową produkcję jeszcze potężniejszych FAB-3000, co może sugerować, że opracował działające z tymi ostatnimi moduły UMPK i nie są to dobre wieści.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: bomby lotnicze | Rosja | Ukraina
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy