USA: Nie było komórkowej histerii

Ataki terrorystyczne na Nowy Jork i Waszyngton doprowadziły wprawdzie do zwiększenia sprzedaży telefonów komórkowych w USA, ale pierwsze informacje na ten temat okazały się mocno przesadzone - wynika z ostatniego raportu koncernu Vodafone.

O niemalże eksplozji komórkowych zakupów w USA pisaliśmy już kilka po zamachach na WTC i Pentagon.

W obliczu zagrożenia ze strony terrorystów większość Amerykanów uznała, że komórkę po prostu trzeba mieć na wszelki wypadek. "W ostatnich minutach życia muszę mieć kontakt z najbliższymi" - tak najczęściej tłumaczyli klienci decyzje zakupu aparatu. Z danych tuż po zamachach wynikało, że że wśród nabywców dominowały kobiety i nastolatki. Paniom zależało na tym, by - podobnie jak pasażerowie porwanych samolotów i uwięzieni w Twin Towers - móc pożegnać się z rodziną i usłyszeć słowa otuchy. Z kolei dzieci dostawały pieniądze na telefon od rodziców, pragnących mieć z nimi stały kontat. Wielu Amerykanów uznało też że dzięki komórce mogą zapobiec aktom terroryzmu, np. powiadamiając na czas policję.

Reklama

Tymczasem brytyjscy analitycy, na podstawie najnowszych danych, uznali doniesienia o komórkowej histerię za mocno przesadzone. - Rzeczywiście, tuż po zamachach salony amerykańskich operatorów GSM odnotowały zwiększony ruch, ale nie aż tak wielki, by móc mówić o histerii - wyjaśnił Julian Horn-Smith z Vodafone. - Mówiło się nawet o 40 proc. wzroście sprzedaży.

Zdaniem specjalistów Vodafone, ruch w punktach sprzedaży po atakach na USA można porównać z zainteresowaniem wywoływanym promocjami najnowszych modeli telefonów.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: USA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy