Baterie naładowane w 10 minut? To możliwe

Zmodyfikowane baterie litowo-jonowe można naładować prawie do pełna w 10, a do ponad połowy w 5 minut. Jak to możliwe? Dzięki nowej konstrukcji ich elektrody.

Zmodyfikowane baterie litowo-jonowe można naładować prawie do pełna w 10, a do ponad połowy w 5 minut. Jak to możliwe? Dzięki nowej konstrukcji ich elektrody.
Akumulatory litowo-jonowe (potocznie zwane bateriami) można naładować w 10 minut dzięki nowej konstrukcji ich grafitowej anody /123RF/PICSEL

Baterie litowo-jonowe można naładować do pełna w nieco ponad dziesięć minut. Na nowatorski sposób wpadki badacze z chińskiego Uniwersytetu Naukowo-Technologicznego w Hefei, których pracę naukową opublikowało czasopismo "Science Advances".

W bateriach, choć poprawnie są to akumulatory litowo-jonowe, elektrodę stanowi grafit. Ma on bardzo nieuporządkowaną strukturę, a ładunki elektryczne poruszają się w nim chaotycznie. Przez to właśnie ładowanie baterii trwa tak długo - nawet kilkanaście godzin.

Badacze z Chin postanowili okiełznać chaotyczne atomy węgla. Uporządkowali je wzdłuż mikroskopijnych miedzianych drucików, co ułatwia przepływ elektrycznych ładunków. Okazało się, że bateria litowo-jonowa z taką anodą ładuje się do 60 proc. w pięć i pół minuty. Naładowanie do 80 proc. pojemności zajmuje tylko 11 minut.

Reklama

Badacze nie testowali nawet, ile zajęłoby naładowanie ich baterii do pełna. Baterie litowo-jonowe tego nie lubią. Ładowanie ich do 80 proc. znacznie przedłuża ich żywotność. 

Bateria naładowana w 10 minut. Ale droższa

Inna sprawa, że nawet 80 proc. pojemności baterii w zupełności wystarcza, by korzystać ze smartfona przez cały dzień. Starczy też elektrycznym samochodom. Zasięg Tesli przy takiej baterii to nadal 480-600 kilometrów. 

Czy to duży przełom? Oczywiście. Dzisiejsze akumulatory w elektrycznych autach ładują się 20-40 godzin. Możliwość naładowania choćby do połowy w kilka czy nawet kilkanaście minut będzie dużym udogodnieniem. Może znacząco zwiększyć popularność elektrycznych aut.

Niestety, jest w tym wszystkim haczyk. Dodanie miedzi do grafitowej anody oraz konieczność spiekania takiego materiału sprawią, że takie baterie będą droższe. Jak bardzo dowiemy się dopiero, gdy trafią na rynek. 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy