Unia Europejska bierze się za "darmowe" aplikacje

Jeśli czujecie się atakowani przez wszechobecne mikrotransakcje, z pewnością ucieszy was fakt, że z odsieczą przybył rycerz w lazurowo-złotej zbroi.

Nie da się ukryć, że gry na modelu freemium są prawdziwą plagą, która skutecznie zabija przyjemność płynącą z rozgrywki. Co gorsza, plaga ta jest dla deweloperów żyłą złota. Z danych zebranych przez firmę Distimo wynika, że pod koniec ubiegłego roku mikrotransakcje generowały 92 proc. (w przypadku platformy iOS) i 98 proc. (w przypadku platformy Android) przychodu całego przemysłu mobilnych gier wideo.

Oczywiście wielu graczy wyczuliło się już na tego typu produkcje, więc dla nich cały problem z mikropłatnościami sprowadza się do irytacji, gdy okazuje się, że "darmowej" gry praktycznie nie da się ukończyć bez inwestowania prawdziwej gotówki. Skala problemu jest jednak znacznie szersza i obejmuje przede wszystkich nieświadomych użytkowników. Rodzice często dają smartfony swoim pociechom nie zdając sobie sprawy, że dziecko będzie mogło jednym kliknięciem zakupić wirtualny samochód lub strój dla swojej postaci nawet za trzycyfrową sumę. Nietrudno sobie wyobrazić, że na skrzynki mailowe właścicieli sklepów z aplikacjami, deweloperów i operatorów każdego dnia spływa fala skarg od wydojonych za pomocą mikrotransakcji konsumentów.

Reklama

Google i Apple teoretycznie wykonali już pierwszy krok w walce z tym zjawiskiem. Od jakiegoś czasu w Sklepie Play przy aplikacjach z wewnętrznymi płatnościami widoczne jest stosowne ostrzeżenie.

Oczywiście jednak coś takiego niewiele zmienia, bo gry i aplikacje z mikropłatnościami w dalszym ciągu oznaczane są jako darmowe. Co więcej, można je znaleźć w zestawieniach najpopularniejszych bezpłatnych aplikacji. Komisja Europejska znalazła więc bardziej kompleksowe rozwiązanie tego problemu.

- Gry oznaczone jako bezpłatne nie powinny wprowadzać konsumentów w błąd co do faktycznych wynikających z rozgrywki;

- Gry nie powinny w bezpośredni sposób zachęcać ani dzieci, ani dorosłych do kupowania wirtualnych przedmiotów;

- Konsumenci powinni być dokładnie informowani o płatnościach wewnątrz aplikacji i domyślnie zakupy nie powinny być dokonywane automatycznie bez wyraźnej zgody konsumenta;

- Każdy twórca aplikacji powinien podać adres e-mail, aby konsumenci mogli się z nim skontaktować na wypadek pytań lub skarg.

Google ustosunkował się już do tych zaleceń i zapowiedział, że wszystkie zmiany zostaną wprowadzone przed końcem września tego roku. Obejmują one m.in. nie używanie słowa "bezpłatny" w przypadku gier i aplikacji, które zawierają wewnętrzny system płatności oraz poinstruowanie deweloperów, w jaki sposób ostrzegać konsumentów przed mikropłatnościami (pamiętajmy, że są one obecne nie tylko w bezpłatnych produkcjach). Apple wydał natomiast oświadczenie wyrażające dumę z bycia "liderem rozwiązań związanych z kontrolą rodzicielską".

Zazwyczaj nie jestem zwolennikiem ingerencji Unii Europejskiej w prywatny biznes, ale w tym przypadku - biorąc pod uwagę skalę problemu - sprawa wygląda na słuszną i konsumenci mogą na tym zyskać (albo raczej przestaną na tym tracić). O ile oczywiście Google i Apple nie znajdą sposobu na ominięcie zaleceń Komisji Europejskiej szerokim łukiem.

Miron Nurski

komórkomania.pl

Komórkomania.pl
Dowiedz się więcej na temat: Mikropłatności
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy