Zrobił sobie selfie z chińskim balonem. Amerykański pilot myśliwca chciał mieć fajną fotkę

To najzabawniejszy moment słynnego incydentu z zestrzeleniem chińskiego balonu nad USA. Amerykański pilot samolotu U2 wyjął komórkę i zrobił sobie z balonem najzwyklejsze zdjęcie typu selfie. Prawdziwość fotografii potwierdził Pentagon.

To może być 'selfie roku'. Jego autorem jest pilot amerykańskiego samolotu U2, który 3 lutego dostał rozkaz zlokalizowania chińskiego balonu szpiegowskiego lecącego nad terytorium Stanów Zjednoczonych. U-2 nazywany "Dragon Lady" to amerykański jednosilnikowy samolot rozpoznawczy służący do lotów na dużych wysokościach. 

Pilot zauważył ogromny, srebrzystobiały balon, pod którym była podczepiona gondola z potężnymi bateriami słonecznymi rozciągniętymi po bokach. O tym, czym jest tajemniczy obiekt, pilot U2 zawiadomił dowództwo sił lotniczych. Jego zadaniem było jedynie rozpoznanie niezidentyfikowanego obiektu latającego, ale przy okazji postanowił go także uwiecznić na zdjęciu na pamiątkę.

Reklama

Siedząc w fotelu kokpitu, wyjął aparat i podleciał do balonu w taki sposób, aby znaleźć się minimalnie nad nim. Dzięki temu udało mu się wykonać zdjęcie, na którym jest widoczny cień samolotu na balonie. Tak powstało jedno z najdziwniejszych zdjęć typu selfie w historii. 

W czasie wykonywania 'selfie z chińskim balonem' pilot samolotu U2 znajdował się na wysokości ponad 18 kilometrów. Nie wiadomo, kim był autor zdjęcia, ale prawdziwość całej sytuacji potwierdził Pentagon. Fotografia miała być wykonana na kilka godzin przed tym, jak balon został zestrzelony przez amerykańskie myśliwce u wybrzeży Karoliny Południowej. Balon został zniszczony pociskiem z myśliwca F-22 Raptor, który do misji wystartował z bazy sił powietrznych Langley w Wirginii.

Zdjęcie zostało opublikowane w mediach społecznościowych przez urzędników departamentu obrony USA i natychmiast stało się przebojem internetu. Stało się także kultowe wśród pracowników Pentagonu i  NORAD (Północnoamerykańskie Dowództwo Obrony Powietrznej i Kosmicznej).

31 stycznia chiński balon wleciał na teren Stanów Zjednoczonych od strony Kanady. Eksperci NORAD zauważyli, że przelatywał nad ważnymi dla bezpieczeństwa USA obiektami wojskowymi. Do dziś nie jest jasne, czy balon miał możliwość zmiany kierunku, czy też jedynie mógł lecieć tak, jak prowadziły go prądy strumieniowe na dużych wysokościach.
Według świadków balon miał mieć na wyposażeniu coś w rodzaju śmigła i steru, dzięki czemu mógł się obracać i wpływać na kierunek lotu.

Po zestrzeleniu chińskiego balonu przez amerykańskie myśliwce krytykowano Pentagon za to, że zdecydował się na to zbyt późno. Według wielu ekspertów należało to zrobić nad granicą amerykańsko-kanadyjską, a nie wiele godzin później, kiedy balon z pewnością wykonał i przesłał zdjęcia obiektów strategicznych dla bezpieczeństwa USA. 

Nadal nie wiadomo, co było na jego pokładzie, gdyż szczątki balonu zabrała amerykańska armia. Chińskie władze cały czas podają oficjalnie wersję, że balon służył jedynie do badań meteorologicznych.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: balon szpiegowski | USA | samolot
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy