Totalna kontrola maili i SMS-ów

Rzadko się zdarza, żeby w Szwecji przed weekendem wrzało. Debata w sztokholmskim parlamencie na temat niemającej precedensu w świecie ustawy o kontroli przesyłu danych spowodowała dawno niespotykane poruszenie.

"Mówimy nie o Jemenie, Korei Północnej czy też dawnej NRD! Mówimy o Szwecji!" - grzmiała przed głosowaniem nad ustawą liberalna gazeta "Dagens Nyheter" i wezwała 349 deputowanych: "Rösta nej!" ("Głosujcie na 'nie'!").

Wielu parlamentarzystów z obozu rządzącego wzięło sobie takie wezwania do serca, w związku z czym premier Fredrik Reinfeldt nagle stracił większość przed głosowaniem. Wobec tego szybko zlecił on ministrowi obrony Stenowi Tolgforsowi zaproponowanie dodatkowych instytucji kontrolujących stojących na straży prywatności obywateli, aby jeszcze przed przesileniem letnim móc uzyskać w parlamencie zielone światło dla planowanych zmian.

Reklama

Nie uspokoiło to jednak protestujących (ostatnio nawet bezpośrednio pod budynkiem parlamentu) krytyków inicjatywy. Należą do nich, obok organizacji praw człowieka, szwedzkiego stowarzyszenia dziennikarzy, różnych stowarzyszeń prawniczych, także specjaliści z branży IT, którzy normalnie pewnie nigdy nie pojawiliby się na żadnej demonstracji.

Tym razem sprawa jest jednak poważna. Specjalista od internetu Oscar Schwartz stwierdził:

- Rząd chce zbudować i zaoferować każdemu przyszłemu reżimowi system, za pomocą którego kontrolowanie całego narodu będzie proste jak włączenie telewizora jednym przyciskiem.

Szwedzki rząd chce dać wojskowemu wywiadowi radiowemu (Forsvarets Radioanstalt, FRA) prawo do monitorowania całego elektronicznego przepływu danych między Szwecją a resztą świata. Każdy e-mail, SMS, rozmowa telefoniczna czy wybrany adres internetowy mógłby zostać przechwycony, o ile jego adresat znajdowałby się poza granicami kraju.

Rząd argumentował, że projekt ma na celu szybsze rozpoznawanie niebezpieczeństw płynących z zewnątrz, przede wszystkim ze strony terrorystów. Działaniem przepisów dotknięte byłyby między innymi redakcje korzystające z serwerów działających za granicą. Również w takim wypadku, po wejściu w życie planowanej ustawy, FRA miałaby nieograniczony dostęp do wszystkich treści przechowywanych na takich serwerach.

Protesty zostały nagłośnione przez szwedzkich blogerów. Doprowadziło to do sytuacji, w której zaniepokojeni obywatele częściej odwiedzali ich strony internetowe z informacjami na temat projektu niż serwisy poświęcone mistrzostwom Europy w piłce nożnej. Powtarzano argument, że żaden kraj w zachodnim świecie nie ma możliwości wprowadzenia tak totalnej kontroli nad swoimi obywatelami (pomijając kontrowersyjny brytyjsko-amerykański projekt Echelon). Do krytyki przyłączyły się nawet oficjalnie, choć w wyważonym tonie, dowództwa szwedzkiej policji i tajnej służby SÄPO.

Ostatecznie jednak parlament (Riksdag) przyjął ustawę większością pięciu głosów (143:138). Jeden deputowany wstrzymał się od głosu. Równocześnie postanowiono powołać komisję parlamentarną nadzorującą działania FRA w zakresie nasłuchu elektronicznego obywateli. Operacje mają być także nadzorowane przez urząd zajmujący się ochroną danych osobowych. Jego zadaniem ma być interweniowanie w sytuacji, gdyby doszło do naruszenia dóbr osobistych obywateli, przeciwko którym nie są prowadzone postępowania karne, a które stały się obiektem zainteresowania FRA.

HeiseOnline
Dowiedz się więcej na temat: Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji | kontrola
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy