Wyspa skradzionych telefonów

Co trzy minuty w Wielkiej Brytanii ginie jeden telefon komórkowy - wynika z danych tamtejszej policji. Jak podaje internetowy magazyn Vnunet, skala zjawiska staje się tak wielka, że władze chcą poprosić producentów o pomoc w zmniejszeniu liczby kradzieży.

Co trzy minuty w Wielkiej Brytanii ginie jeden telefon komórkowy - wynika z danych tamtejszej policji. Jak podaje internetowy magazyn Vnunet, skala zjawiska staje się tak wielka, że władze chcą poprosić producentów o pomoc w zmniejszeniu liczby kradzieży.

Sprawa wydaje się błaha, ale tylko na pozór. Każdego dnia do brytyjskich komisariatów trafia bowiem kilkaset zgłoszeń kradzieży telefonu, które policja musi przyjąć i zaprotokołować, tracąc w ten sposób czas na przeznaczony na ważniejsze obowiązki. Skala zjawiska (ponad 15 tys. ukradzionych telefonów miesięcznie) nie jest jednak jedyną bolączką brytyjskich władz. Jak twierdzi minister spraw wewnętrznych Zjednoczonego Królestwa Jack Strow, bandyci z dnia na dzień stają się coraz bardziej brutalni i bezczelni, a zapotrzebowanie na aparaty z drugiej ręki zachęca ich do jeszcze większej aktywności. Dlatego władze, w porozumieniu z producentami aparatów i operatorami, szykują się do walki z tym procederem.

Reklama

- Poprosiłem przedstawicieli największych sieci i koncernów telekomunikacyjnych o spotkanie, by ustalić, jak możemy zwiększyć bezpieczeństwo użytkowania komórek i jednocześnie zmniejszyć opłacalność tego typu napadów - wyjaśnił Strow w telewizji Sky.

Minister chce, by operatorzy i producenci lepiej zadbali o bezpieczeństwo posiadaczy telefonów komórkowych, np. przez wprowadzenie dodatkowych haseł dostępu, przede wszystkim zaś przez restrykcyjne blokowanie skradzionych aparatów we wszystkich sieciach. Operator, znając specjalny numer aparatu - tzw. IMEI - może bowiem nie dopuścić go do ruchu w swej sieci, ale zwykle tego nie robi, dbając o zyski.

Tymczasem opozycja krytykuje pomysł Strowa, uważając go za chwyt pod publikę. - Takie działania nie przyniosą żadnego rezultatu - twierdzi Steve Thorpe z brytyjskiego stowarzyszenia klientów sieci telefonicznych TUA. - Zadania poprawy bezpieczeństwa na ulicach rząd nie może przerzucać na producentów telefonów.

Zdaniem opozycji, kradzieże komórek są tylko symptomem groźnego zjawiska - gwałtownego spadku bezpieczeństwa w kraju, wywołanego m.in. niewłaściwą polityką imigracyjną rządu, liberalizacją prawa karnego i brakiem perspektyw dla młodzieży. - Niebawem mogą nam zagrozić nagminne kradzieże przenośnych odtwarzaczy DVD i jestem bardzo ciekawy, co wtedy wymyśli rząd - komentuje Thorpe.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wyspa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama