Chaotyczny początek sieci Play

Sieć Play, która cenowo namieszała na polskim rynku telekomunikacyjnym, musi rozprawić się z wieloma problemami - pisze "Gazeta Wyborcza".

Jak czytamy w "Gazecie Wyborczej", znawcy rynku dobrze oceniają wprowadzone przez operatora niskie stawki połączeń (25-49 gr za minutę rozmowy niezależnie od sieci oraz 8-15 gr za SMS). Zaoferowanie takich stawek, oraz dodatkowych kwot za doładowania telefonu (np. klient sieci Play za doładowanie w kwocie 150 zł otrzymuje dodatkowo drugie tyle), zaowocowało, na razie drobnymi, zmianami w promocyjnych ofertach niektórych dotychczasowych operatorów (np. "Taniej po doładowaniu" w Simplusie czy "Mega doładowania" w Tak Tak).

Mimo to, w odpowiedzi na Play jeszcze żaden operator nie zdecydował się na wprowadzenie stałych zmian w swoich cennikach - obecni operatorzy dzielnie przyznają, że Play na razie nie jest dla nich zagrożeniem.

Reklama

Z drugiej strony eksperci krytykują dziwaczną kampanię reklamową - plakaty z obciętymi palcami albo grupką dzieci, które wyglądają na ciężko chore. Jak zdradza "Gazecie Wyborczej" Jacek Hensler, członek zarządu P4, w ten sposób spółka buduje osobowość marki, która ma być marką inną od dotychczasowych.

Jest jeszcze trzecia strona - problemy techniczne. Wśród nich "Gazeta Wyborcza" wymienia problemy z siecią oraz duże opóźnienia w dostarczaniu zamówionych telefonicznie aparatów z kartą SIM.

Marcin Gruszka, rzecznik Playa, w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" przyznaje, że kłopoty z zasięgiem mogą się pojawiać na styku własnej sieci Play i sieci wynajmowanej od Polkomtela. Właściciel Plusa obiecał, że problem zostanie rozwiązany w ciągu tygodnia. Gruszka przyznaje także, że wciąż zdarzają się opóźnienia w dostarczaniu niektórych telefonów, które wynikają z winy producenta.

Media2
Dowiedz się więcej na temat: Gazeta Wyborcza | 'Gazeta Wyborcza'
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy